Przypomnijmy, że w niedzielę Polonia pierwszy raz w historii wygrała rozgrywki Drużynowej Ekstraligi i wywalczyła tytuł mistrza Polski. – Byliśmy najrówniejszą drużyną ze wszystkich, praktycznie bez słabych punktów – mówi Mateusz Bartel, kapitan wrocławskiej drużyny.

Gratulacje! Po kilku latach starań Polonia dopięła swego i wywalczyła pierwszy w historii klubu złoty medal MP w drużynie. Dla Ciebie, jako kapitana tej drużyny, to chyba wyjątkowo miłe uczucie?

MATEUSZ BARTEL: – Oczywiście, wygranie ligi, i to jeszcze w charakterze kapitana, to coś wyjątkowego, zwłaszcza po tak emocjonującym finiszu, gdy losy tytułu ważyły się do ostatnich chwil. Bardzo miłe jest także to, że w decydującym meczu kluczowy punkt zdobył nasz najmłodszy zawodnik, debiutujący w drużynie Daniel Sadzikowski. Dobrze się dzieje, gdy w drużynie ciężar zdobywania punktów spada na różnych zawodników, a w tym roku tak właśnie było w przypadku naszej ekipy – każdy dołożył do sukcesu nie tylko cegiełkę, ale pokaźny kawałek muru.

Gdybyś miał wymienić jedną cechę tej drużyny, która zdecydowała o tym sukcesie, to wskazałbyś na…

– …konsekwencję. Byliśmy najrówniejszą drużyną ze wszystkich, praktycznie bez słabych punktów. Każdy z nas zagrał komplet partii, wszyscy zdobyliśmy po 6,5 z 9 partii, poza naszym greckim zawodnikiem, który uzyskał o pół punktu więcej. To oznacza, że graliśmy bardzo równo, prawie że bez względu na klasę rywala. To dało efekt.

Jak wyglądała atmosfera w zespole przed ostatnim pojedynkiem z WASKO Hetmanem, kiedy złoto było już na wyciągnięcie ręki?

– Drużyna była bardzo zmobilizowana, bo wiadomo było jak ważny był ten mecz. Chcieliśmy nie tylko zakończyć zawody w charakterze zwycięzców, ale także przełamać serię porażek z ekipą z Katowic, która jak dotąd zawsze z nami wygrywa. Niestety, to się nie zmieniło – mecz w końcu przegraliśmy, ale mimo wszystko tytuł powędrował w nasze ręce. Z drugiej strony, może dobrze się stało – dzięki temu za rok mamy dwa cele – obronę tytułu i pokonanie katowickich „galacticos”.

Był już czas na świętowanie tego sukcesu?

– Czasu zdecydowanie nie było. Mam nadzieję, że pod koniec roku uda się we Wrocławiu zorganizować spotkanie, na którym będzie można cieszyć się z pierwszego miejsca.

Jak środowisko szachowe przyjęło detronizację Wasko Hetmana?

– O to już trzeba pytać środowisko. Wydaje mi się jednak, że – jak to zazwyczaj bywa – nieco słabsza drużyna ma więcej sympatii neutralnych kibiców. WASKO było faworytem zawodów, nawet przed ostatnim meczem ich szanse były znaczące, ale koniec końców na czele zameldowała się teoretycznie słabsza drużyna. To lubią kibice, także myślę, że sukces naszej drużyny spotkał się generalnie z ciepłym przyjęciem.