Świeżo upieczony mistrz Polski w szachach błyskawicznych wspomina swój występ w Piotrkowie Trybunalskim. – Z każdym kolejnym zwycięstwem gra stawała się coraz lżejsza – ani się obejrzałem, a już zgłaszałem dziesiąte zwycięstwo z rzędu – mówi Wojciech Moranda, który wyjaśnia także, jakie cechy są najważniejsze u szachisty podczas gry w blitza.

Wojciech Moranda, I Zjazd Ekstraligi, Gorzów Wlkp. 5-7.05.2017

Gratuluję złotego medalu IMP w szachach błyskawicznych! Jak się czuje najlepszy spośród najszybszych szachistów w Polsce?

WOJCIECH MORANDA: – Serdecznie dziękuję za gratulacje! Jestem bardzo szczęśliwy, że swoją postawą udało mi się sprawić miłą niespodziankę wrocławskim kibicom.

Po nieco słabszym początku turnieju (1 z 3 pkt.) pokazałeś to, co w sporcie najcenniejsze – determinację i walkę do samego końca! W którym momencie zdałeś sobie sprawę, że może się to skończyć zwycięstwem w całym turnieju?

– Rzeczywiście, początek turnieju indywidualnego nie należał z mojej strony do szczególnie udanych. Przegrana w drugiej rundzie z utalentowanym juniorem Kacprem Tomaszewskim była wprawdzie całkowicie zasłużona, ale już w partii z kolegą klubowym Mateuszem Bartlem nie mogłem narzekać na poziom gry – przyczyną porażki był raczej brak pomysłu na zrealizowanie przewagi w sporo lepszej pozycji. Moment ten okazał się być o tyle przełomowy, że uświadomił mi konieczność natychmiastowej zmiany stylu gry, jeżeli miałem się jeszcze liczyć w walce o najwyższe pozycje. Mówiąc obrazowo, z gracza pozycyjnego, szukającego najlepszego ruchu w każdej pozycji, musiałem się błyskawicznie przeistoczyć w zawodnika grającego nieco mniej dokładnie, ale w zamian szybko i stawiającego przed rywalem jak najwięcej problemów do rozwiązania. Oczywiście, powyższe nie oznacza w żadnym wypadku, że już wtedy spodziewałem się końcowego sukcesu. Zgoła przeciwnie – duża doza pewności siebie przyszła dopiero po pokonaniu w trzynastej rundzie najlepszego moim zdaniem „blitzkarza” w Polsce, Zbigniewa Paklezy.

Odporność na stres, szybkość podejmowania decyzji, a może coś innego – które cechy, według Ciebie, są najbardziej pożądane przy grze w blitza?

– Wymienione cechy z pewnością odgrywają ogromną rolę w blitzu, ale osobiście uważam je raczej za pochodne odpowiedniego nastawienia, o którym wspomniałem już wyżej. Najbardziej praktyczne podejście do gry w blitza można by mianowicie sprowadzić do kilku prostych zasad:
* Wybór otwarć, które doskonale znamy. Nie ma przy tym znaczenia, czy grany przez nas wariant obiektywnie gwarantuje przewagę debiutową – liczy się raczej znajomość występujących tam planów, struktur i motywów,
* Dążenie do posiadania przewagi na zegarze nad przeciwnikiem, optymalnie zaś do sytuacji, w której pozostały nam czas do namysłu nigdy nie będzie krótszy niż 30 sekund – w ten sposób unikamy nerwowości, gdyż w razie konieczności dodatkowego namysłu zawsze pozostaje nam do dyspozycji swego rodzaju „bufor bezpieczeństwa”, a także:
* Umiejętność stosowania tzw. niestandardowych elementów gry szachowej, takich jak np. blef, prowokacja, pułapka czy nawet tendencja do trzymania figur blisko siebie, celem ich wzajemnej obrony.

Co będziesz wspominał najmilej, a co z perspektywy czasu było najtrudniejsze?

– Najtrudniejszym momentem turnieju była dla mnie czwarta runda, gdy grając dopiero na czterdziestej desce należało przełknąć tę gorzką pigułkę i runda za rundą przesuwać się do przodu. Ku mojemu zaskoczeniu, niezależnie od siły gry przeciwnika, z każdym kolejnym zwycięstwem gra stawała się coraz lżejsza – ani się obejrzałem, a już zgłaszałem dziesiąte zwycięstwo z rzędu. Jeżeli więc miałbym coś doradzić osobom, które kiedykolwiek znajdą się w podobnej sytuacji, powiedziałbym że nie należy się w żadnym wypadku poddawać czy rozpamiętywać słabego początku, lecz skupić się wyłącznie na następnej partii i dążyć do zebrania jak największej ilości punktów na pozostałym dystansie.

Można powiedzieć, że złotem w indywidualnym turnieju powetowałeś brak medalu Polonii Wrocław w rozgrywkach drużynowych?

– Faktycznie, do pełni szczęścia zabrakło pucharu w klasyfikacji drużynowej. Niepowodzenie z pierwszego dnia zawodów jest o tyle bolesne, że o podziale medali zadecydowała nie tylko dopiero trzecia punktacja pomocnicza (wynik bezpośredniego pojedynku z zespołem z Gliwic), ale i pewne zamieszanie przed ostatnią rundą, przez co w czasie ostatniego meczu do końca nie wiedzieliśmy jaki wynik premiuje nas w walce o brąz. Niezależnie od tego należy pochwalić w tym miejscu Szymona Gumularza i Oskara Wieczorka, którzy fenomenalnie zaprezentowali się w rozgrywkach drużynowych – jestem pewien, że za rok w takim samym składzie nie damy sobie już wydrzeć medalu!

Skutecznie łączysz pracę zawodową z grą w szachy, choćby w ekstraligowej drużynie Polonii. Następny zjazd Ekstraligi we Wrocławiu jednak dopiero na przełomie września i października. Czy do tego czasu planujesz jakieś inne starty turniejowe?

– Najbliższy zjazd Ekstraligi we Wrocławiu jest dla mnie priorytetem z dwóch względów. Z jednej bowiem strony będziemy mieli okazję zaprezentować dobrą dyspozycję przed własnymi kibicami; z drugiej zaś wspomniany zjazd rozpoczniemy meczem z Hetmanem Katowice, które to spotkanie najprawdopodobniej przesądzi o końcowej klasyfikacji medalowej w całej lidze. W międzyczasie rozważam także start we wrocławskim Festiwalu Szachowym na początku sierpnia, natomiast najbardziej intensywny będzie dla mnie okres pomiędzy jesienią a wiosną przyszłego roku, kiedy to będę starał się przekroczyć magiczną dla mnie barierę 2600 punktów rankingowych dobrymi występami w lidze niemieckiej i belgijskiej.

Fot. Archiwum